Wydaje mi się, że osiągnąłem optymalną wagę. Chyba nie muszę już tyle jeść...

18:13

Kiedy idziesz drogą recovery w większości przypadków napotykamy moment, w którym wydaje się nam, że waga do jakiej doszliśmy jest idealna. Niby wszystko super: wyglądasz już "normalnie", ale nadal czujesz się chudo (inna opcja nie wchodzi w grę). Jeśli występują u Ciebie nadal różne objawy somatyczne typu: meszek lanugo na całym ciele, brak miesiączki, wypadające włosy, mówisz sobie: to się zmieni z czasem. 







I nastaje moment, gdy anoreksja nadal się Tobą bawi.

 

Gdy skończyłam osiemnaście lat doszłam do momentu, w którym mogłam decydować o sobie w większym stopniu niż poprzednio. Udało mi się dobić do w miarę "akceptowalnej" wagi dla mnie pod wieloma względami: z wyglądu byłam bardzo chuda, ale nie śmiertelnie wychudzona (co mi się podobało), nie zagrażała bezpośrednio mojemu życiu, a także byłam w stanie wykonywać wszystkie czynności.

To wtedy powiedziałam rodzicom i psychiatrze: 

STOP. TUTAJ SIĘ ZATRZYMUJĘ. 

 

 

 

 


Uważałam się wtedy za osobę prawie zdrową - dostrzegałam różne nieprawidłowości,ale zaczęłam do nich podchodząc w sposób ambiwalentny (obojętny) - No cóż... Nie ma szans na bycie normalną w 100%. Byłam chora i tak już musi być. To chyba normalne po tej chorobie, że boję się jeść niektórych rzeczy, nie jem w przydrożnych budkach i nie objadam się na noc.


Myliłam się okropnie.

 

Wmawiałam sobie, że ważąc więcej będę czuć się jeszcze bardziej ohydnie.Już wtedy miałam problem z akceptacją zwiększonej masy ciała. Wydawało mi się, że wyglądam strasznie. Pomimo tego, rodzice cały czas pytali mnie o to, czy jednak nie zmieniłam zdania i chcę osiągnąć moją wagę sprzed choroby. Najczęściej to pytanie kończyło się kłótnią. No , bo ile razy mogę im powtarzać, że najważniejsze, abym dobrze się czuła w swoim ciele?! Moja mama jako głównego argumentu używała braku miesiączki. Odbąkiwałam wtedy coś w stylu: 


Poczekam i sama wróci, a ponadto (czytałam wtedy wiele o mojej chorobie) po długotrwałej anoreksji jest duże prawdopodobieństwo, że nigdy nie wróci. Jak nie to nie. Trudno.

 


Z jednej strony bałam się tego, że nigdy się już nie pojawi, nie będę mogła być rodzicem.W końcu dochodziłam do wniosku, że tak naprawdę pozbawiam się jakiegokolwiek wyboru. Mam szansę przecież to zmienić. Lecz mimo wszystko coś nie pozwalało mi się zmotywować do działania. Ten nieustanny strach, brak samoakceptacji...
Gdy o tym myślę to, co do jednej rzeczy jestem pewna: to jeden z najcięższych momentów recovery.
To chwila, gdy wiele osób zmaga się z niską samooceną z powodu swojej wagi i wyglądu, a mimo to nadal musi jeszcze odzyskać parę kilogramów. 








Trzeba sobie uświadomić to, że czujecie się źle ze sobą przez anoreksję. Uwierzcie mi -  w momencie, gdy jesteście już zdrowi ważąc tyle, ile ważycie teraz nie czulibyście się grubo. 

Pewnie zastanawiacie się teraz jak oszacować wagę docelową. Ja widzę dwie główne opcje :

  1. Oblicz BMI.

  2. Wróć do wagi sprzed choroby. 

Generalnie wszystko zależy od tego, jaką wagę mieliście przed chorobą. Osoby, które miały niedowagę nie muszą osiągać normalnej wagi według BMI. Dużo zależy od genów. Oczywiście nie możecie się w tym przypadku zatrzymać na skrajnej niedowadze. Minimum to waga sprzed choroby. Chociaż możecie osiągnąć troszkę wyższą wagę - nie możecie się z tego powodu martwić. Jeśli organizm tak zadecyduje - trzeba mu na to pozwolić.

 Z kolei ci, którzy według BMI ważyli troszkę za dużo powinni wrócić minimum do wagi normalnej. Przy niższej organizm może nie funkcjonować właściwie. Lecz (tu się powtórzę :P ) to ciało musi zadecydować o optymalnej masie ciała.

Oczywiście nie chodzi mi o to, abyście wyliczali dokładnie "idealną wagę", ważyli się co drugi dzień i starali się za wszelką cenę ją utrzymać. Mam na myśli bardziej to, abyście nie zapominali, że ten głos w głowie, który zarzuca Was tekstami typu:


Nie powinieneś więcej tyć! Będziesz wyglądać okropnie!

nie mówi prawdy. 

Twoje ciało nie jest Twoim wrogiem. Ono "nie chce źle dla Ciebie". Chce Ci zapewnić jak największą wydajność organizmu, zdrowie, witalność i pamiętaj: będzie Ci służyć przez lata! Dlatego nie możesz trzymać go w stanie wyniszczenia już teraz. Gdy je nakarmisz ono wykorzysta to odpowiednio - zregeneruje się, naprawi. Kiedy uzna, że osiągnęło wagę idealną da Ci znać. Poczujesz to! Tylko trzeba być cierpliwym! :)


P.S.: Ja teraz ważę trochę więcej niż przed chorobą ( przed chorobą miałam lekką niedowagę) - widocznie moje ciało tego potrzebowało! :D


POZDRAWIAM I TRZYMAM KCIUKI!!! xxx

Zachęcam Was do zadawania pytań poprzez drogę mailową lub ask.fm ;)

You Might Also Like

8 komentarze

  1. świetny post <3

    http://pro-ana-nie-jestem-glodna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam i czytam po kolei Twoje posty, przeczytalam też trochę na ask.fm, ale te wpisy tam trochę mnie przerażją, tzn chyba przeraża mnie EH i wpisy o tyciu i utrzymywaniu wody itd. Więc zapytam Cię tutaj ile kcal powinna mieć moja dieta przy wadze 42 kg, wzroście 173 i wieku 46 lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3000 kalorii :)
      Odzyskiwanie naturalnej masy ciała jest konieczne. To przez to, że trwasz w wyniszczeniu teraz się boisz. Extreme Hunger wydaje się być o wiele straszniejszy niż jest rzeczywiście. Zresztą sama zobaczysz, bo ja nie będę Cię tu straszyć ;) Zatrzymywanie wody też jakoś da się znieść przyrównując je do normalnego życia. Jeśli masz świadomość tego co się wydarzy ( a ja Was uświadamiam, ponieważ właśnie tego mi zabrakło w trakcie mojej choroby :P ) i wiesz, że to normalne panika jest o wiele mniejsza :D

      Usuń
    2. Dziękuję, bardzo dziękuję za odpowiedź i te wszystkie rady. Jeszcze raz napiszę ten banał, bardzo dużo dają Twoje posty takim jak ja, którzy szukają po omacku, bo chcą wyjść z tego bagna. Pozdrawiam cieplutko w ten słoneczny dzień Ciebie i wszystkie inne pokrewne duszyczki :) Damy radę!

      Usuń
  3. Trochę anonimowo się wyżalę. Jestem na takim etapie, że jestem szczupła, ale nie chuda, aczkolwiek mam problem z ważeniem się (1× dziennie, wcześniej było gorzej) i lekko kontroluję to co jem, z jednej strony chcę dotrzeć do całkowicie zdrowego BMI, a z drugiej czuję się w tym momencie komfortowo, bo wydaje mi się że inni oczekują ode mnie tego bym była szczupła. Brzmi to komicznie, ale naprawdę tak to odczuwam: koleżanka życząca w urodziny, bym już zawsze była "chudziutka", inna która cały czas ma jakieś nowinki dotyczące zdrowego odżywiania, wypominająca że chleb jest niezdrowy, a sok który piję to sam cukier, no i jeszcze jedna, która koleguje się ze mną chyba tylko dlatego że obie schudłyśmy i dzielimy zaburzenia odżywiania(jest chudsza ode mnie, ale ona myśli że u niej wszystko ok), martwię się o nią, a jednocześnie mam tego dość, no i to "zabiłabym za taką sylwetkę" innych, to miłe, ale czuję się trochę w kropce, wiem że one mnie lubią i chcą dla mnie dobrze, ale nie wiem co robić, pewnie też wyolbrzymiam sprawę. Tak poza tym, to kocham ten blog i dzięki niemu i autorce❤ pracuję nad sobą i czuję się lepiej.
    ~ Em

    OdpowiedzUsuń