Anoreksja, depresja, myśli samobójcze

06:30

W pewnym momencie myślisz sobie: to jest bagno. Nigdy nie uda mi się z tego wyjść. To nigdy się nie skończy. Czujesz się ze sobą źle. Obleśnie. Najchętniej wziąłbyś nożyczki i poodcinał sobie poszczególne części ciała. Przecież każda z nich jest ohydna. Jak teraz żyć?! W takim ciele? Z takimi nogami?

 Pewnie zawsze już tak będzie. Brak samoakceptacji, uczucie bycia "grubą", kłótnie w domu, niemożność zjedzenia niczego ponad limit kalorii, który masz wrażenie, że wyrył Ci się w umyśle. Z jednej strony chciałbyś wszystko zmienić. Skończyć z tym. Lecz nie przeobrażasz myśli w czyny.






Przychodzi wszystko naraz. Mętlik w głowie, jak nigdy dotąd. Jak sobie z nim poradzić? Krzyk, płacz pod kołdrą i wtedy zaczyna się najgorsze...





Nadszedł kiedyś moment, kiedy zaczęłam się modlić do Boga, aby odebrał mi życie. Nie widziałam innej drogi. Miałam wrażenie, że nigdy nie będzie lepiej. Emocje rozrywały mnie. Czułam się, tak, jakbym lada chwila miała eksplodować pod ich nadmiarem. Chciałam wrzeszczeć, aż moje płuca nie wytrzymają. Płakałam. Właściwie to nie był płacz. To był stan, gdy moje oczy zamieniały się w strumienie.

W końcu nie wytrzymałam. Wiedziałam, że muszę jakoś rozładować te emocje. Spojrzałam na moją rękę,a  w mojej głowie zapaliło się światełko. Zaczęłam delikatnie, potem coraz głębiej. Ulga była przez może minutę. Po tym czasie patrzyłam na nadgarstek z dezaprobatą, przeklinając się za głupotę.

"Przecież te ślady zostaną Ci na zawsze". - mówiłam do siebie.

Kiedy moja mama po raz pierwszy zobaczyła, co zrobiłam wszczęła awanturę. Uważała, że zrobiłam to, aby zwrócić na siebie uwagę. To tak nie działa. Nie znam osoby, która kiedykolwiek zrobiłaby sobie krzywdę po to, żeby rodzice "przypomnieli sobie" o jej istnieniu. Niemy krzyk. Tak bym to nazwała. Szczyt niemożności poradzenia sobie z otaczającym światem.






W okresie anoreksji połączonej z depresją nie byłam sobą. Podczas zajęć w szkole wegetowałam. Nie chciało mi się rozmawiać z nikim, nawet z moją przyjaciółką, przez co strasznie się od siebie oddaliłyśmy. Na przerwie potrafiłam patrzeć cały czas w jeden punkt, myśląc o tym, co będzie , gdy wrócę do domu i, czy kanapki przygotowane przez mamę lub tatę nie mają za dużo masła.

To był czas, w którym nie myślałam racjonalnie i stałam się aspołeczna. Praktycznie nie miałam znajomych - oczywiście na własne życzenie. Do tego idiotyczne zachowania. Potrafiłam wyjść do szkoły bez skarpetek, w "Vansach", podczas gdy na dworze były dwa stopnie. Wszystko przeliczałam na kalorie. To była obsesja. Według Anoreksji to, że mama zmusiła mnie do założenia swetra trzeba było uwzględnić w ilości wyrzuconego jedzenia. Bo przecież na pewno spalę mniej kalorii i okropnie przytyję! Skarpetki w butach? To na pewno kolejne niespalone kalorie. Lepiej dmuchać na zimne. Nawet , gdyby ta teoria była bzdurna nie mogłam ryzykować. Anoreksja na pewno ma rację. Ileś razy zdarzyło się, że przy mojej bezradnej przyjaciółce wyrzucałam chleb, z powodu porannej kłótni z rodziną. Co prawda czułam potem wyrzuty sumienia. Ale jestem typem osoby, która działa dość impulsywnie, co w tamtym okresie baaaardzo się nasiliło.








Myśli samobójcze towarzyszyły mi praktycznie non stop. Często zapominałam o tym, dlaczego chcę się zabić. To już nie miało znaczenia. W głowie wiele razy sobie to wyobrażałam. Wydawało mi się, że to byłoby najlepsze wyjście. Skoro teraz jest tak źle, to t a m musi być lepiej, prawda? Przecież nie jestem w stanie zmienić mojej sytuacji życiowej. Anoreksja jest silniejsza. Mam już dość. Poddaję się. Tyle lat wegetacji.  Nawet nie można nazwać tego życiem!

Płakałam codziennie. Dużo. Zastanawiałam się, dlaczego akurat mi się to przytrafiło. Czy Bóg nie widzi, że sobie z tym nie radzę? Że to mnie zabija?  Że mam dość?



Pewnie widział. Dlatego dał mi jeszcze jedną szansę.

Gdy patrzę teraz na te blizny bardzo żałuję. Wiem, że to pozostanie ze mną na zawsze. Wyblakną - to prawda, ale nigdy nie znikną.

W późniejszym okresie choroby znalazłam inne sposoby wyładowywania emocji, które działają znacznie lepiej niż robienie sobie krzywdy. Jednak najlepsze okazało się:


- Rzucanie poduszką o ścianę. -

 

 

Potem mama dokupiła mi także pluszową piłkę, która świetnie spełniała swoje zadanie. Gdy byłam zdenerwowana, rozgoryczona lub wręcz wściekła brałam poduszkę lub ową piłeczkę i rzucałam o ścianę z całej siły (wiele razy), aż nie poczułam się lepiej. Spokojniej.







Jak widzisz - ja też miałam myśli samobójcze. Prawdopodobnie z tego samego powodu co Ty. Jak widać, żyję, piszę dla Was i udało mi się z tym skończyć.
Pewnie w tym momencie wszystko straciło dla Ciebie sens. Lecz wyzdrowienie jest możliwe.  I to nastąpi. Tylko nie możesz się teraz poddać, mówiąc:

Anoreksja i tak jest silniejsza. Nie mam z nią szans. Boję się. Boję się jeść więcej. Nie dam rady się przełamać. Będę się czuć źle z inną wagą...

Dasz radę. Ja podołałam, a byłam ws tanie wyniszczenia. Musiałam odzyskać (UWAGA, UWAGA)

 20 kg. 

Gdy byłam na tym etapie , na którym Wy teraz jesteście myślałam, że to niemożliwe. Lecz po trochu, kilogram za kilogramem wszystko się zmieniało. Gdy wreszcie czujesz się coraz zdrowiej: nie masz wyrzutów sumienia z powodu zjedzenia tabliczki czekolady, podobasz się sobie, znowu masz chęć do życia, te cyfry są bez znaczenia. Spotkało mnie ogromne szczęście, bo tak naprawdę dostałam kolejne życie. Byłam w takim stanie, że równie dobrze mogłabym się pewnego ranka nie obudzić. A jednak. Budziłam się. Codziennie. I walczyłam. Non stop. Płacz. Stan zawieszenia. Nutridrinki. Ból brzucha. Parę kroków w tył. Parę w przód. Tylko jednego byłam pewna:

MOJE ŻYCIE NIE BĘDZIE TAKIE. NIE BĘDĘ LICZYĆ KALORII, NIE BĘDĘ OBSESYJNIE MYŚLEĆ O JEDZENIU, NIE BĘDĘ PŁAKAĆ PRZEZ PÓŁ DNIA. CHCĘ ŻYĆ PONOWNIE.

JESTEM CHORA NA COŚ, NA CO MOGĘ MIEĆ WPŁYW. GDY MASZ RAKA ZŁOŚLIWEGO NIE MOŻESZ OT TAK WYZDROWIEĆ. GDY MASZ CUKRZYCĘ NIE WYLECZYSZ JEJ. A JA? MAM SZANSĘ PRZEŻYĆ TE WSZYSTKIE LATA. MOGĘ TO ZMIENIĆ. TO ZALEŻY TYLKO ODE MNIE. 


-I zrobiłam to. Dla siebie. -

 



Nie wierzę w przypadek. Wierzę, że miałam zachorować, a potem wyzdrowieć, a moja podróż się dopiero rozpoczyna. I jestem na nią gotowa. Bo dzięki temu wszystkiemu wiem, że pokonam każdą przeszkodę i nie ma rzeczy niemożliwych.






Trzymajcie się kochani! XXXX

P.S.: Zachęcam do zadawania pytań na asku i dodawania komentarzy.

You Might Also Like

10 komentarze

  1. To wszystko co piszesz, jest bardzo ciekawe. Daje możliwość poznania sytuacji osoby z anoreksją. To dobrze, że można na to popatrzeć inaczej. Tak, jak ci ludzie na to patrzą. Zrozumieć, chociaż trochę, czemu tak się zachowują.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dzisiaj miałam dramatyczny dzień :'( Gdybym miała dość siły... Byłoby lepiej dla mnie i mojej rodziny...
    Moje życie to jedzenie. Boję się i go pragnę jednocześnie. Jak Smigol i jego skarb
    Gratuluję Ci bo wiem co to znaczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Też nieraz miałam takie dni. Nie mów tak. Rodzina Cię kocha i chce Ci pomóc. Nie powinnaś odczuwać wyrzutów sumienia z tego powodu, że zachorowałaś. Anoreksji się nie wybiera. Ona dopada z zaskoczenia.
      Teraz czas wyzdrowieć. Bo czym są cięższe dni w recovery, do lat trwania w chorobie? Warto. Zajrzyj do posta o "Minnie Maud". Uważam, że powinnaś spróbować. Depresja powinna ustąpić, gdy odżywisz ciało. A poza tym, to że robisz małe kroki na przód bardzo poprawia nastrój i wiarę w samą siebie. :) Musisz mi uwierzyć na słowo!
      Trzymam za Ciebie kciuki, Kochana! :D
      Zajrzyj do posta o Minnie Maud :D

      Usuń
    2. Za jednym zamachem przeczytałam wszystkie posty, a akurat tamten skomentowałam :D Wiem, rodzina mnie kocha i stara się ponad swoje siły, ale tak jak pisałaś - nikt nie zrozumie tej choroby lepej niż ci naznaczeni jej piętnem...
      Proszę, jeśli możesz i kiedy ograniesz sie z sesją, napisz mi cos na mejla, jakieś motywujące słowa. To dzieki Tobie dziś zjadłam lody na deser :D
      Dałabys rady?

      Usuń
    3. Jasne :D Ogólnie to możesz do mnie napisać na maila, jeśli masz jakieś pytania lub potrzebujesz porady ;)

      Usuń
  3. Od jakiegoś czasu wchodzę na Twój blog, na początku pełna byłam optymizmu, dam radę na pewno, przecież to tylko kwestia przestawienia głowy ... Teraz już tak nie jest, w miarę upływu czasu jest znowu gorzej, staram się jeść, wydaje mi się że pochłaniam góry waga stoi (podświadomie chyba się z tego cieszę) usiłuję pić nutridrinki (których nie cierpię)a wolałabym pysznego pączka, którego nie umiem zjeść, cały czas jestem głodna (aż boli brzuch z głodu),nie pomaga nawet jak zjem porządny posiłek, cały czas coś bym jadła i międliła tą buzią mimo, że brzuch pełny. Chciałabym już poczuć spokój, nie myśleć, nie czuć, po prostu NIE ISTNIEĆ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małymi krokami, ale idź do przodu! To super, że się starasz i nie zatrzymujesz się. Wiem - masz wszystkiego dosyć - znam to uczucie zbyt dobrze, lecz to tylko etap w tym wszystkim. Kolejna ścieżka do przejścia. Nie poddawaj się. Jeśli jesteś jeszcze głodna spróbuj zjeść coś "poza ramowo". Trzymam za Ciebie kciuki! :*

      Usuń
  4. Myślę, że takiej osoby nie można pozostawić samej sobie i warto jest udać się na psychoterapię indywidualną. Muszę przyznać, że ja również czasami uczęszczam do https://www.terapiapoznan.pl/psychoterapia-indywidualna/ i właśnie takie spotkana bardzo dużo mi dają w pozytywnych aspektach.

    OdpowiedzUsuń