Jeszcze raz o ortoreksji

16:42

Hej.

Pod ostatnim postem prosiliście mnie o posta o ortoreksji. Jak dotąd pisałam o tematach związanych z owym zaburzeniem dwa razy. Tych, którzy nie mieli okazji przeczytać owych postów:

Pizza z węglem aktywnym <3 Polecam


Jak wiecie lub nie ortoreksja występuje często równoległe z anoreksją. Jest to zaburzenie objawiające się obsesją na punkcie zdrowego stylu życia.
Jak niejeden z Was przechodziłam również przez ten okres. Czytanie etykietek składnik po składniku, obsesyjne unikanie niektórych z nich, wybieranie najmniej kalorycznych produktów. FIT, błonnik, wysokobiałkowy, bez cukru. To było to co przykuwało natychmiastowo moją uwagę podczas godzinnych sklepowych spacerów. Potrafiłam łazić godzinę po sklepie, aby wybrać najlepszy produkt, a wielokrotnie ze sklepu wychodziłam i tak z pustymi rękoma.

Pamiętam, że moja mama nie za bardzo pozwalała mi chodzić po sklepie samej. Teraz domyślam się dlaczego. 
Wyobraźcie sobie wychudzoną dziewczynę, która cała spięta dokładnie ogląda i odkłada po kolei wszystkie produkty przy czym oczywiście najważniejsze było zapamiętanie wartości energetycznej. Niezbyt przyjemny widok i na pewno wzbudzający kontrowersją. Mama wspominała również, że za każdym razem, gdy była świadkiem takowej sytuacji było jej przykro z mojego powodu. Wyglądało to tak jakbym chciała to zjeść, ale nie mogła zarazem.


W głowie miałam wszystkie tabelki odżywcze, używałam w kółko tych samych składników do gotowania, ponieważ wmówiłam sobie, że jeśli coś zmienię, to pewnie odbije się to na wadze. Bo wiecie, a to pomidory odchudzają, a to taka ilość białka pewnie przyspiesza metabolizm. Oczywiście moją obsesję pielęgnowałam oglądaniem super zdrowych dań w internecie - szczególnie obrazki oraz przepisy, których nie realizowałam. Czytałam o tym, co jest dobre na odchudzanie, jakie produkty, czego unikać. I tak dalej...

Wiecie pewnie same jak wyglądają artykuły w internecie. "Cebula odchudza", "Arbuz wypala mięśnie, dzięki czemu tracisz na wadze",a "Ziemniak powoduje rozwolnienie!".
Oczywiście to nie jest prawda (chociaż nie jestem na bieżąco XD), ale zapewne wiecie o co mi chodzi. Finalnie wychodzi na to, że powinno się jeść same warzywa, żuć gumę, pić hektolitry wody i od czasu do czasu zjeść jabłko dla równowagi. Co my byśmy zrobili bez dietetyka wujka Google.



Generalnie idealny obraz ortoreksji połączonej z anoreksją (jak wiecie obsesyjnie również ćwiczyłam oraz ograniczałam spożywane kalorie). W tym poście skupimy się ponownie na jedzeniu, ponieważ o ćwiczeniach powstał osobny post.


A więc nasuwa się jedno pytanie:

Jak się z tego wyrwać?


Jak zwykle będę z Wami szczera. To nie jest tak, że upłynie tydzień i będziecie się ślinić na sam zapach kebsa. Oczywiście metoda małych kroczków jest wskazana. Od razu ostrzegam, że pewnie niektóre z tych sytuacji były przytoczone w innych postach, jednak jest sporo nowych czytelników.

Najważniejsze jest to, żebyście chcieli. Wiem - brzmi banalnie i idiotycznie. Jednak od tego wszystko się zaczyna. U mnie początkiem była myśl: "Patrz na wszystkich dookoła. Serio chcesz tak żyć? Wychodzisz z kimś siedzisz sztywno i udajesz, że na nic z tego wszystkiego nie masz ochoty? Pomyśl sobie jak będzie to wyglądało, gdy będziesz miała rodzinę? Też zamiarujesz coś takiego odpieprzać? 
<Mamo dokończ loda, bo już nie chcę>
<Pogięło Cię?! Tyle cukru?>


Wyszło właściwie przypadkowo. Jak pewnie większość z Was miałam idealnie ustalone pory posiłków. Mówiąc IDEALNIE mam na myśli co do minuty. Jeśli ze względów losowych zdarzyłoby się, że nie zdążyłam zacząć jeść załóżmy o 12, zaczynała się awantura z rodzicami. Oczywiście nie było mowy (jeśli akurat byliśmy poza domem), aby zastąpić to czymś innym. W końcu może mieć nawet kilkadziesiąt więcej kalorii i jakiś syf w środku.


Zaczęło się od przełamywania się do cukru. Był to okres , w którym stwierdziłam, że to jedyna grupa produktów do której będę starała się wrócić. Jakieś "smażone gówna" nie wchodziły w grę, ani wtedy, ani w przyszłości. Byłam wtedy w szpitalu, a moja waga rosła o kilkaset gramów tygodniowo. Z racji na to, że wg BMI miałam mieć wagę docelowo o 15 kg wyższą wychodzi na to, że czekało mnie tam jeszcze z  500 dni. Jak się domyślacie ta myśl nie odpowiadała mi zbytnio, więc stwierdziłam, że muszę dorzucić trochę kalorii. W szpitalu zmuszono mnie do jedzenia drożdżówek, dżemu itd. , dlatego jakiś start był. Lecz problem nadal pozostawał. Poza tymi posiłkami nadal nie tknęłabym cukru. Co innego z mussu, a co innego sama z siebie. 
Zaczęło się od gorzkiej czekolady, o której kupno poprosiłam mamę współlokatorki. Oczywiście była to 85% (bodajże) czekolada z Biedronki XD


Pierwsza kostka była stresująca. Pamiętam tą rozlewającą się słodycz na języku, której nie doświadczyłam przez rok lub dwa. Gorzka czekolada wydawała mi się słodka jak miód. Potem stopniowo musiałam zwiększać kaloryczność moich "dodatkowych pyszności", dlatego zaczęłam przekonywać się również do innych słodyczy. Delektowałam się każdym kęsem (chociaż to raczej wynikało jeszcze z anoreksji). Zauważyłam również, że nie wpływa to jakoś dramatycznie - jak to się w chorobie schizuje - na wagę. Przyrost zwiększył się o normalną ilość. Nie było efektu bum , co oczywiście miałam w głowie przez cały czas abstynencji słodyczowej. Od tego momentu przełamałam część  ortoreksji - a to był ogromny krok.



Drugim milowym krokiem była przygoda z fast-foodem. Kompletnie przypadkowa. Ogólnie nigdy nie byłam osobą aspołeczną - to znaczy jak pewnie zaobserwowaliście u siebie częściowo się to zmienia, gdy jest się chorym. Po wprowadzeniu do akademika nie znałam jeszcze ludzi ze studiów, za to moja współlokatorka miała już jakąś swoją ekipę, gdyż była o rok wyżej. Zaprosiła mnie na wspólne wyjście na miasto. Nie pamiętam, czy się napiłam, czy nie. Tak czy inaczej wylądowałyśmy w jakimś "kebsie". Jak pewnie się domyślacie - one zamówiły, ja siedziałam jak debil, pomimo głodu. Wiecie godzina nie ta, do tego jeszcze "te świństwa". W pewnym momencie jej koleżanka wymiękła jeśli chodzi o swoją porcję i zapytała mnie, czy nie chcę dokończyć. Odpowiedź lakoniczna - nie dzięki. Jednak ona naciskała wciąż i wciąż, a ja stwierdziłam - co Ci szkodzi, jedna frytka Cię nie zabije. W końcu kiedyś uwielbiałam frytki. Wzięłam jedną i poczułam TEN smak. Ten smak, którego nie czułam przez lata. W tempie ekspresowym dokończyłam całą porcję. I powiem Wam - to było dla mnie Zwycięstwo.

Przed tym akademikiem - to na pewno wyłapaliście z poprzednich postów - byłam na imprezie z nowo poznanym kolegą z Łodzi - wtedy również przełamałam się do paru rzeczy. Zapewne to była  jakaś geneza  "kebsa".

Po tym właśnie kebabie włączył mi się Extreme Hunger. To dzięki niemu zmieniłam godziny jedzenia. W sensie byłam w stanie jeść w nocy itd. Tu się nie będę rozpisywać, ponieważ to również było już dokładnie tłumaczone na moim blogu.



REASUMUJĄC


Moim zdaniem jest to rzecz nieunikniona jeśli chodzi o pełną rekonwalescencję. Z ortoreksją nie wyzdrowiejesz z anoreksji. Najlepszym wyjściem jest na początku pozbycie się tego, a przejście do EH będzie łatwiejsze. Oczywiście nie mówię, że to jedyna droga, lecz jest to na pewno jakieś ułatwienie.



Znajdźcie w sobie tą podstawę, na której będziecie się opierać. Tą motywację. Gdy macie okazję do wyrwania się z tych chorobowych ograniczeń wyobraźcie sobie, że jesteście sobą sprzed lat lub inną osobą. Ja cały czas myślałam o tym jak to wygląda z zewnątrz i, że kiedyś nie miałabym z tym problemu, więc to siedzi w mojej głowie.

Mogę Wam obiecać, że te wszystkie Fear Food nie robią z człowieka kulki tłuszczu. To jest zakorzenione przez chorobę. Najgorsze jest to, że czytając to część ludzi i taka ma przebłysk typu: "Pieprzenie", "To pewnie jakaś ściema", "A co jeśli to kłamstwo?". No cóż - to normalne. Jednak wierzę w Wasze zdrowe Ja, które potrafi przejąć kontrolę. 

Gdy raz Ci się nie uda przełamać - nie zniechęcaj się. Jak to mówią - pierwszy raz jest najgorszy. Dopiero wtedy dotarło do mnie w 100% przesłanie tego powiedzonka. Wyłącz na chwilę te idiotyczne myśli i kiedy nie będzie ich przez kilkadziesiąt sekund wykorzystaj to, ponieważ właśnie TO może być Twoim krokiem milowym, jeśli chodzi o recovery.

Trzymam za Was kciuki i miłej niedzieli

XXX

You Might Also Like

26 komentarze

  1. O jejku, jednak jesteś! Myślałam że nas opuściłaś! Coś się stało że Cię nie było? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. W wakacje cały czas pracowałam, a wcześniej nie miałam czasu zebrać myśli. Po prostu wychodziłam z założenia, że jeśli mam tutaj wypisywać bzdury, to lepiej na jakiś czas dać sobie spokój ;)

      Usuń
  2. Cześć kochana, proszę o pomoc - wszystko wskazuje na to, że po 5 latach anoreksji, dopadł mnie extreme hunger. Nie radzę sonie z nim psychicznie... Jedzenie stało się moją obsesją. W te wakacje zaczęłam walkę o siebie. Od lipca tak na 100%. Niedawno odzyskałam okres. Zaczęłam jeść zgodnie ze swoim zapotrzebowaniem - 2000/2100kcal, a potem zwiększać do 2800kcal, ale różnie bywa - jednego dnia zjem 2100kcal, drugiego 2700 a trzeciego 2500kcal.
    Moje pytanie jest takie - czy na extremalnym głodzie, aby zniknął, abym była "zdrowa" muszę codziennie jeść minimum 3000kcal? Ciężko mi dobić czasami do 2800kcal, a co dopiero 3000 i trzymać poziom... Wynika to z mojego trybu życia, planu dnia (bo dojeżdżam i pracuję) oraz z ograniczonych środków finansowych, a wiadomo że zdrowsze jedzenie i to bardziej "konkretne", jak orzechy, masło orzechowe, oleje wszelkiego rodzaju, masło czy pełnoziarniste pieczywo itd.do tanich nie należy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Na początek muszę Ci powiedzieć, że to nie jest etap extreme hunger. Podczas tego etapu jesz wszystko - bez podziału na zdrowe, niezdrowe i przede wszystkim nie liczysz kalorii.
      Co do 3000 kcal, to jest to minimalna (uśredniona - jest o tym cały wpis) ilość kalorii potrzebna podczas recovery, aby organizm mógł spokojnie się regenerować. Zazwyczaj jakiś czas do podbicia do 3000 kalorii pojawia się EH podczas którego dana osoba jest w stanie zjeść ich ileś tysięcy.
      Tak jak wspominałam - ważne jest pokonanie Fear Food na początku, żeby sprawnie przejść do etapu EH. Im szybciej uporasz się z tym pierwszym, tym szybciej wyzdrowiejesz.

      P.S.: Wątpię, żeby EH pojawił się podczas ortoreksji. A 3000 kalorii to muss.

      Co do trybu życia - niestety jest to wymówka w Twojej głowie. Zawsze można znaleźć chwilę, żeby zjeść coś małego, ale wysokoenergetycznego - nie daj się zmanipulować chorobie :D
      Możesz rozwinąć kwestię finansową? Ponieważ teraz nie za bardzo potrafię się do niej odnieść.

      Usuń
    2. Jeżeli to nie extreme hunger to co?
      Od dłuższego czasu utrzymuję prawidłową wagę (tj.21.36 bmi) i odzyskałam miesiączkę bez leków i innych wspomagaczy, myślałam że wszystko zmierza w dobrą stronę ale ten straszliwy głód i lęk przed nim, męczą mnie. Czy to oznacze, że mam jeść ogromne ilości jedzenia, od 3 tysięcy kalorii w górę, a moim przeznaczeniem kest buć pulchną?
      Jem zdrowe, nieprzetworzone rzeczy (niekoniecznie niskokaloryczne), bo chcę być zdrowa i tylko z jedzenia wartościowego organizm może uzupełniać braki, takiego które ma jakieś składniki odżywcze. Od dziecka mam problemy z jelitami, więc nie wszystko mogę jeść. Zdrowe jedzenie "dobrze mi robi" na głowę i jelita. Kalorie liczę w dobrym celu (mam allikację w telefonie która pomaga mi sprawnie i szybko wszystko obliczuć), aby sobie pomóc. To tylko takie pomocnicze narzędzie w drodze do "wyzdrowienia." Pewnie gdybym tego "nie pilnowała", intuicyjnie jadłabym za mało, a tak wiem że 2000kcal to minimum.
      Ze mną jest tak, że jakieś pół roku temu było 1400/150pkcal, potem 1800, ale przestało mi to wystarczać, więc przeszłam na 1900kcal, tak zresztą powiedziała mi moja dietetyczka, że to jest moje zapotrzebowanie (byłam raz u dietetyka, bo potrzebowałam aby ktoś mnie "pokierował".) Przestałam ćwiczyć i czułam że 1900kcal to za mało, wskoczyłam na 2100. A teraz jest różnie - raz 2100, 2800, 2500, 2400, zależy od dnia. Gdyby nie pośpiech i gdybym mogła w spokoju zjeść jadłabym te 2900/3000kcal coś czuję. Narazie zrezygnowałam ze studiów, bo po prostu nie czułam się na siłach aby to ciągnąć. Praktycznie do wszystkiego się zmuszam... Kiedyś nawet nie miałam ochoty wstawać z łóżka.
      Jeśli chodzi o ten pośpiech, w pracy jako tako nie mam żadnej przerwy bo pracuję na recepcji. Są kamery. Jedynie do toalety mogę przyjść. Gdy jem II śniadanie i obiad, muszę w tym samym czasie odbierać telefony, podchodzą ludzie i pytają o to czy tamto... To nie jest takie proste jak się wydaje.
      Raz jest spokojniej, a raz gorzej. Czasami po 2/3 godzinach przerwy między posiłkami, niekiedy po 4 godzinach pojawia się tak silne uczucie głodu i taki spadek energii (z 5 piętra wieżowca na sam dół), jakbym nic nie jadła ze 2 dni... Wyniki badań mam w normie. Dosyć późno odczuwam sytość. Myślałam że to może hipoglikemia poposiłkowa, ale dostałam glukometr i sprawdziłam sobie poziom cukru 2 godz.po posiłku oraz po 3 godzinach i jest w normie (2godz.po posiłku 101, 3godz.-91).
      Jeśli chodzi o kwestię finansową, po prostu mam bardzo ograniczony budżet. Tylko ja i moja mama mamy pracę, a jest jeszcze siostra, tata nie ma pracy. Żyjemy, bo żyjemy. Byle starczyło do pierwszego. Dobre jedzenie i zdrowe jedzenie kosztuje. Warzywa są coraz droższe, orzechy również- zawsze były drogie, masło, oleje, tłuste zdrowe ryby (jak łosoś czy pstrąg), gorzka czekolada, masło orzechowe itd.itd.- to wszystko kosztuje i to niemało...

      Usuń
  3. Kochana, a powiedz jak u Ciebie było z uczuciem sytości i głodu? Czuje się tak czesto niedojedzona, mimo iż jem duże posiłki:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo :(

      Usuń
    2. Ja rowniez. Brak satysfakcji. Moge jesc i jesc. Bmi 18

      Usuń
  4. Co uwazasz o spolecznosci ludzi, ktorzy probuja zdrowiec z anoreksji? Czy lepiej odciac sie od tego..?

    OdpowiedzUsuń
  5. Co jesli nie odczuwam sytosci?

    OdpowiedzUsuń
  6. A na ASKa wracasz? :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej mam pytanie
    Nie wiem czy ktoś oprócz mnie tak miał ale mam bardzo duży problem związany z "tęsknota" za jedzeniem mało i niska waga
    Jem teraz ok 3000 kcal i po prostu czasami aż płacze bo chciałabym wrócić do jedzenia 1000 kcal inajadania się maciupeńkimi porcjami
    Co mam robić? Czy to kiedyś minie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak mam czasami....Po BARDZO CIĘŻKIM wyniszczeniu, mam już "zdrowe" BMI. Po kilku miesiącach jedzenia 3000+ najpierw przechodziłam fazę, że wszystkiego chciałam spróbować, zjeść itd., a później miałam po prostu DOSYĆ jedzenia. Czułam się taka "przejedzona". Teraz widzę, że dużo zależy od humoru....jak mam gorszy dzień, to właśnie tęsknię za "uczuciem głodu", ale właśnie to wskazuje, że nie jestem jeszcze 100% zdrowa... Wierzę, że z czasem jakoś każdy uwolni się od patrzenia na jedzenie przez pryzmat choroby, zdrowia, kcal itd., a jedzenie stanie się TYLKO, PO PROSTU jedzeniem...

      Usuń
    2. Tez bym chciała :(
      Po prostu nie chce do końca życia marzyć o wychudzonej sylwetce i komentarzach w stylu: "ale jesteś chuda", "ale z ciebie niejadek" ...

      Usuń
    3. Kochane, to wszystko siedzi w głowie! Trzeba walczyć o siebie ze swoimi demonami! Mam tak samo, jak wy. Teraz zmagam się z faza, gdzie mam wrażenie, ze się objadam. Trzymam za nas kciuki

      Usuń
    4. Kochane borykam sie z takimi samymi problemami. Jeszcze pare miesiecy temu ledwo nie umarlam przez drastycznie niskie bmi (ponizej dziesiec bmi.. takze to cud,ze przezylam) a teraz kazdego dnia modle sie o to zeby nie zniszczyc swoich postepow w zdrowieniu, w jedzeniu.. dalej mam bardzo niskie bmi, ale walcze. Pamietajcie,nie jestescie same z tym problemem

      Usuń
  8. Kochane czy mozeliwe jest extreme hungry mimo iz bmi mam juz 18.5? Brak sytosci i ciala myśl o jedzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak... Ja mam przy BMI 19...

      Usuń
    2. Dziekuje za odpowiedz bardzo mnie to meczy. Nie moge zaspokoić glodu;(

      Usuń
  9. Jak się cieszę że wróciłaś! <3

    Czy można napisać do Ciebie na maila?

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej - Mam problem.
    Moja sytuacja jest nieco skomplikowana, bo mam nawrót. Na MM przeszłam z BMI ok. 17,3 jednak akurat miałam ciężka sytuację w życiu i się poddałam i zaczęłam ograniczać kalorie. Nadal tyłam, więc ciągle ograniczałam i doszłam do ok. 1500. Jadłam tak przez 4 miesiące, teraz od ok. 1.5 jest gorzej, jem 1000-1200. Chudne na tym, tylko że moje BMI jestem jeszcze w normie i czuję się po prostu za gruba na recovery. Poza tym boję się, ze przez nawrót mój organizm będzie bardziej magazynował tłuszcz.
    Co robić?

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej!
    Może napisałabyś posta o Tym, jak nabrać szacunku do swojego ciała w recovery? W sensie żeby nie tylko jeść i jeść, ale też jak pracować nad psychika, żeby sie pokochać i zrozumieć, że bycie chudym =/= szczęśliwym? :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaczynalam pare miesiecy temu wychodzenie z anoreksji od bmi 10, teraz mam 13-14 bmi i mam napady.. myslisz,ze to dobry znak.. ze zdrowieje..? Bardzo boję się, że za dużo przytyję

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej! Jeśli (jakimś cudem ;p) przeczytasz to przed swietami, to super :)
    Życzę Ci radosnego czasu, spędzonego z rodzina, dużo miłości, ciepła i pokoju. No i oczywiście pysznego jedzonka (pierniczki, nadchodzę! <3)
    Dzięki tobie będę miała pierwsze od 3 lat (niemal) normalne święta, dziękuję! <3

    OdpowiedzUsuń